środa, 25 grudnia 2013

Temporada 1 Capitulo 10: ,,Soñar"

 
    Uciekała.
    Próbowała biec jak najszybciej, choć wiedziała, że nie ruszył za nią. Znów zabłądziła gdzieś w swojej głowie. Myślała, że pęknie jej serce, gdy zobaczyła jego łzy. Nie mogła wyobrazić sobie skali jego podłamania. To wszystko stało się przecież przez nią. Musiała jakoś pokonać swoją bezsilność, ale nie umiała. Może dlatego teraz biegła i nie chciała patrzeć mu w oczy. Zobaczyłaby ból. Dlaczego akurat ona musiała tak ranić?
    Gdzieś w oddali grała muzyka. Uspokoiła ją, przestała się trząść. Teraz szła powoli, otwierając usta w oczekiwaniu, by zobaczyć, kto tak pięknie śpiewa. Znała już ten głos, ale nie mogła zidentyfikować do kogo on należy. Czuła się dziwnie. Dźwięk gitary ją uspakajał.
    Gitary?
    Zobaczyła Federico.
    Nie wiedziała, czy czuje się dobrze czy źle. Wyglądał tak jak zawsze. Nie. nie tak, jak codziennie. Gdy ją poznał był uśmiechnięty, radosny, jego oczy błyszczały. Teraz dopiero ją zauważył, wymieniali się spojrzeniami. Zatonęła w jego czekoladowych tęczówkach.
    To, co tam zobaczyła ją przestraszyło, przeraziło. Nie mogła uwierzyć, ale musiała. To nie był sen, to była rzeczywistość. Jak mogła nie zauważyć? Zaślepiona nieprawdziwą miłością do kogoś innego. Nie jego. Nie było jej, gdy na nią patrzył. Bo przyglądał jej się przez cały czas. Wtedy przy fontannie, gdy przytulała Verdasa. Bolało go to. Zaciskał pięści za każdym razem, gdy widział mnie z nim. Poddawał się. Uciekał tak, jak ona teraz. Szedł w inną stronę, gdy zobaczył nas na swojej drodze. Nie widziała niczego, była ślepa, głupia. Miała ochotę krzyczeć, by jej wybaczył, zobaczył jeszcze raz to, co go w niej zauroczyło. Znała odpowiedź na to pytanie, on już dawno wiedział, co odpowie, gdy ten moment nadejdzie.
    I nadszedł nieoczekiwanie, a ona tonęła. Tonęła we własnym bólu, który wyrządziła swoimi własnymi rękoma. Była zła dla siebie, dla niego. Ta nieświadomość przez ostatni czas.
     - Federico...
    Jej szept, taki cichy podziałał na niego jak wiadro zimnej wody, jak płachta na byka. To ona to zepsuła. Kochałem ją. Skrzywdziła go tak, że nie umiał sobie wyobrazić tego, jak ona może się czuć. Skupił się na tym, co ma zrobić, co powiedzieć. Teraz to ona chciała błagać.
    - Już za późno na jakiekolwiek przeprosiny.
    Gdy skończył mówić, odszedł.
    Nie spojrzał na nią ani jeden raz. Nie odwrócił głowy.
    Wyjął za to telefon z kieszeni i drżącymi rękoma wykręcił numer.
    - Halo, Violetta?

Lód w mojej krwi rani moje żyły
I czuję chłód kolejnych dni, które pewnie jeszcze przeżyję.

    - Nie rozumiem, co się dzieje, Maxi.
    Natalia już od wyjścia rankiem z domu, przeczuwała, że dzisiejszego dnia coś się wydarzy. Była przewrażliwiona tak, jak zwykle. Na dodatek była pewna, że kłopoty będzie miała Ludmiła. Tym bardziej, że odkąd spotyka się z Verdasem, Federico cierpi z każdym dniem coraz mocniej. W tamtej chwili nie obchodziło ją, że Ludmiła jest jej przyjaciółką, chciała ją uderzyć tak mocno, by w końcu coś zrozumiała. 
    Hiszpanka nie wiedziała, że wszystko już jest jasne. Dla wszystkich.
    - Naty... - paniczny szept Maxi'ego, zmusił ją do powędrowania za jego wzrokiem. - Niemożliwe.
    To, co zobaczyli przeraziło ich nie na żarty. Nigdy nie wyobrażała sobie tego. Był bardzo blisko, więc mogła już zauważyć, jak zaciska zęby na wargach. Stróżka krwi spływała po jego policzku, a jego to wcale nie obchodzi. Dłonie zacisnął w pięści tak mocno, że Naty mogła zobaczyć jego żyły. Dopiero później spojrzała na jego oczy. Miała ochotę zemdleć, a przecież chciała być przygotowana na ten widok. Tak musiało być, więc dlaczego teraz czuję się tak źle?
    Bo go nie uprzedziłam.
    Z drugiej strony, powinien to zauważyć.
    - Leon, co się stało? - podbiegła do niego, a tuż za nią Maxi.
   Długo nie odpowiadał. Było cicho. Na ulicy nie było słychać ani jednego dźwięku samochodu, szum liści ustał, ludzie poruszali się bezgłośnie. Cisza była nie do zniesienia, kaleczyła uszy. Leon wciąż nie mówił nic, tylko patrzył swoimi zaszklonymi oczami przed siebie, jakby nigdy nikt go o nic nie zapytał. Był jak marionetka, szmaciana lalka. Nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa.
    Maxi również czuł powagę sytuacji, choć wcześniej nie uważał tego za większe zagrożenie. Nigdy nie mógł sobie wyobrazić zapłakanego Verdasa. Był za silny na cierpienie. Teraz, gdy widział go w takim stanie nie mógł uwierzyć. Każdy mógł płakać, ale na pewno nie on. Spojrzał na Natalię. Na jej twarzy malował się smutek, brwi mocno zmarszczyła, a jednocześnie jej twarz była bardzo delikatna, rumiana od nadmiaru emocji.
    - Chyba się pomyliłem - jego słowa nie były dla nich jasne.
    - W czym?
    Odszedł. Nie odpowiedział.

Znów tylko ból zaciska mi pętle na szyi
I nie rozumiem słów, którymi mówią do mnie inni.

    Wiedział, że jest pionkiem zbitym z planszy. Przecież on czuł się tak samo jeszcze wczoraj. Teraz już zrozumiała, ale czy to coś mu dawało? Chyba nie, przecież nie ma ochoty patrzeć na osobę, która go tak skrzywdziła. Federica nie obchodziło to, że była nieświadoma, zaślepiona. Mogła zobaczyć, tylko nie chciała. Wciąż był obok nie, w końcu się poddał, to nie miało sensu.
    Kręcenie się po całym Buenos Aires nie było dobrym pomysłem. Może i mógł odetchnąć spokojnie i popatrzeć na neonowe szyldy sklepów, ale to mu nie pomagało. Wyszedł wcześniej z domu na spotkanie z Violettą. Teraz już przynajmniej wiedział, co chce robić. Mógł śmiało powiedzieć, że był jak ptak wreszcie uwolniony z klatki. Był wolny, mógł robić, co chce. Po prostu żył. Mógł robić, co chce.
    Nagle przed oczyma pojawiła mu się jej twarz z jedną łzą spływającą najpierw po policzku, potem po brodzie i w końcu po szyi. Nie powinien tego czuć. Czy ją zranił? Tak, tak samo, jak ona mnie wcześniej. Z taką samą siłą. Jesteśmy sobie równi. Byli źli, okropni, oboje. Teraz pasowali do siebie idealnie. Federico chciał zboczyć z jakiejś ścieżki jeszcze przed tym, co stało się dzisiejszego dnia.
    Bił się z myślami. Po jednej stronie stanął diabeł w czerwonym stroju, mrugając szkarłatnymi oczyma z rogami i ogonem, które dodawały mu złowrogiej postawy. Federico z przerażeniem odkrył, że to nie był mężczyzna, tylko kobieta. Kobieta o twarzy Violetty. Natomiast na przeciw niego stała anielica, oślepiała swoją boskością. Jej aureola wiła się wokół blond włosów. Złocistych włosów Ludmiły. Nie mógł spojrzeć w oczy tej małej postaci z ogromną siłą. Może dlatego, że na jej twarzy, odbijały się łzy, które wciąż denerwująco kapały. Nie było nikogo. Tylko cała trójka skupiona w swoich spojrzeniach.
    - Kogo wybierzesz, Federico? - diablica Violetta, omamiała go swoim słodkim głosem.
    - Nie wiem - odpowiedział zgodnie z prawdą. - Chcę posłuchać jeszcze anielicy.
    Chciał, ale nie odwrócił głowy w jej stronę. Gdyby to zrobił, znów poczułby się zły, najgorszy. A ona? Patrzyła na niego z powagą wymalowaną na bladej twarzy. Jednocześnie biła z niej potęga, Federico wciąż ją czuł.
    - Nie podam ci rozwiązania na tacy - powiedziała, przewracając głowę na bok. - Samo to, że nie chcesz na mnie spojrzeć jest złem. Nie powiesz nic?
     Powiedziałbym, ale nie umiem.


Nie chcę umierać, a samotność jest mordercą.

    Ktoś krzyczał tuż obok niej. Na niebie pojawiły się czarne chmury, zwiastujące deszcz. Była w ciemnym zaułku, bez wyjścia, pozostawiona sama sobie. Nikt jej nie słyszał, nikt nie mógł zobaczyć. Cienie zasłaniały jej twarz z lękiem patrzyła na swoje buty. Była bezbronna, a wiedziała, że zaraz stanie się coś złego. ta chwila była niepewnością, nie wiedziała, co stanie się w następnej sekundzie. 
    Wtem poczuła czyjś oddech na swojej szyi. Był ciepły, od niego biło to ciepło. Była ciekawa, co nim kieruje. Przybył tutaj, do niej, by ją ocalić... Przed samym sobą? To on ranił, dlaczego teraz chce ją uratować? 
    Spojrzała w czekoladowe oczy. Tym razem nie były ciepłe. Biło od nich zimno. Źrenice, które lokalizowały każdy jej ruch, każdy oddech. Nie mogła oderwać od niego swojego wzroku. Może dlatego, że nie zawsze mogła na niego patrzeć bez poczucia winy. Nie mówili nic. Cisza dzwoniła w ich uszach, ale jednocześnie była ukojeniem. Już i tak wymienili dużo zbędnych słów, które umiały tylko ranić. Teraz jest inaczej. Upajają się swoimi spojrzeniami, są szczęśliwi.
     Wtem lunął deszcz. Byli jak swoje lustrzane odbicia, oboje równocześnie popatrzyli w niebo. To były łzy. Ich łzy, które utajane były pod uśmiechami. Nie wytrzymały, lunęły na ziemię. Zostawiały swoje ślady w sercach każdego. W końcu znów popatrzyła na niego. Zaczęli moknąć. On też. 
    - Jest mi zimno - wyszeptała.
    - Mi też.
   Przytulił ją. Zamknęła oczy. To było niebo. Widziała słońce, księżyc, gwiazdy, czuła jego zapach. Znała wszystkie jego sekrety, to marzenie. Płonęła. Tak, płonęła żywym ogniem, rozpalała się z każdą sekundą uścisku. Deszcz nagle przestał padać, a w ciemne sklepienie wystrzeliły fajerwerki. 
    Wtedy poczuła smak jego ust. 
    Federico i Ludmiła. Ludmiła i Federico. Byli jednością. Zaznali swojej miłości, tej słonej miłości, przepełnionej bólem. Cierpienie mówiło za nich. Upajali się nim, tym smakiem. Nic nie dawało im takiej radości jak swój dotyk.
   I wtem oderwali się od siebie. Niebo zgasło, jego oczy już nie płonęły, jej serce przestało dawać mu ciepło.
   Zapanowała ciemność.

Przypominam sobie sny o pięknej przyszłości,
do której wszystkie drzwi są zamknięte już bezpowrotnie.

    - Zostaw mnie.
    - Nie zostawię cię, Federico. Podejmujesz złą decyzję, nie opuszczę cię.
    - Skąd masz pewność? Już raz opuściłaś.
    - Wiesz, że nie chciałam.
    - Wiem. Dlatego już ci nie chcę ufać.
    - Bo nie wiem, co robię?
    - Nigdy nie chciałem cię krzywdzić słowami.
    - Jednak to zrobiłeś.
    - Tak.
    - Dobrze, że się do tego przyznajesz.
    - Mam swoją godność.
    To była jego walka z Ludmiłą. Doskonale wiedział, co odpowie, więc walczył z nią w myślach. 
    Nagle zobaczył ją na swojej drodze. Przestraszył się, ale nie mógł odejść. Przecież kiedyś to musiało się stać.
    - Nie uciekaj przede mną.
    To była Ludmiła, której nie znał. Jej następna maska. Natalia o nich opowiadała. Niektóre są nie do zniesienia. Jedyne, które dają jej szczęście to te, które są dobre, sprawiają radość. A ta? Ta była intrygująca. 
    - Chcesz mi coś powiedzieć?
    - Tak - zgodziła się. - Nie chcę przez ciebie cierpieć, ale będę. Dlatego też ci coś powiem.
    Zamilkł. Tylko nie to.
    - Kocham cię. Tak, Federico. Kocham cię.
    Śmiać się płakać? Wić z bólu? Bo to bolało, uderzyło z nadzwyczajną siłą. Dlaczego to robiła? By go zniszczyć, tak jak on ją. Robiła to ponownie, nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Niszczyła go, a on ją. Walczyli ze sobą, zadawali śmiertelne ciosy, których jednocześnie z łatwością unikali.
     - Też miałaś ten sen?
     - Tak.
     Cisza.
     - Też cię kocham.

Ekhem.
Witam.
Wiem, wiem dialogi... -,- Ale one są potrzebne. Nie denerwujcie się, bo zawsze mówiłam opisy, opisy i jeszcze raz opisy. Niestety, Federico i Ludmiła muszą walczyć walkę na słowa i basta.
I przepraszam, bo kristmas, a ja Wam ból prezentuję. 
Och, pamiętacie jeszcze ,,Jak uciec..."? Nie? A ja tak. Zajrzyjcie tam... Dzisiaj, może jutro, pojutrze.. :) Sorpresa? Si!
DOSTAŁAM WIELKI WOREK SŁODYCZY! CHYBA MNIE JEDNAK KOCHAJĄ! <3
Dobra ten... Nie będę Wam już zabierała cennego czasu.
Jeszcze raz:
Wesołych Świąt!/Merry Christmas!/Frohe Weihnachten!/Feliz Navidad!

piętnaście/fifteen/funfzehn/quince 

X.

13 komentarzy:

  1. Może będę pierwsza? Może, może
    Xeniu moja kochana, potrafisz zaskoczyć, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Rozdział piękny, a całe jego piękno oddaje tytuł. Bo rzeczywiście sen odgrywa dużą rolę w relacji Federica i Ludmiły. Ja się nawet w pewnym momencie zagubiłam i musiałam zadać sobie pytanie; To sen czy rzeczywistość?
    Jednak o ile moja główka dobrze zrozumiała, ostatnie wyznanie miłosne jest jak najbardziej prawdziwe. Piękne i smutne zarazem. Zarówno on jak i ona cierpią. Tak samo mocno. Pomiędzy nimi stoi jeszcze Violetta, która pragnie zniszczyć tą dwójkę, a raczej samą Ludmiłę, która zawsze była dla niej konkurencją.
    Leon. Mężczyźni nie płaczą? Nieee... płaczą, płaczą tylko starają się tego nie okazywać. Jednak w tym momencie, Leon chyba nie miał już na nic siły. W czym się pomylił? Chyba się domyślam, ale znając mnie moje przypuszczenia są prawdopodobnie błędne.
    No nic. Jeszcze raz życzę Wesołych Świąt i się żegnam.
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wołam o pomoc.
    Zatonęłam.
    Wchłania mnie ocean tych wszystkich słów, zdań, kropek, przecinków, akapitów.
    Porwałaś mnie.
    Głębiej nigdy nie byłam.
    Dziękuję ci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Xeniu!
    Po raz kolejny to zrobiłaś.
    Po raz kolejny oczarowałaś mnie swoim rozdziałem.
    Po raz kolejny sprawiłaś, że poczuła ukłucie zazdrości.
    Ty doskonale wiesz, że jestem pod wrażeniem twojego talentu literackiego. Wiedziałam, że jesteś doskonałą pisarką od zawsze. Odkąd zaczęłam czytać twoje historie. Wtedy, gdy jeszcze prowadziłaś poprzedniego bloga. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Na lepsze. Udoskonaliłaś swój styl pisania tak, że nie mogę się do niczego przyczepić. Pozostaje mi jedynie nisko się przed tobą ukłonić.
    Federico i Ludmiła. Oni w każdej odsłonie są kochani.
    Co by tu napisać na zakończenie?
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Xenia! Na początek przepraszam, że nie skomentowałam poprzednich rozdziałów! Jakoś tak wyszło, że nie komentowałam nic :(
    A co do rozdziału...
    Mistrzostwo świata, prezent na Gwiazdkę?
    Kiedy zaczęłam czytać, nie mogłam przestać, ajć, mama mnie wołała z 50 razy, a ja nie mogłam przestać czytać! Gorzej, niż nałóg, Xenia.
    Fede i Lu tutaj... Brak mi słów, dobra, może słodzę, ale to prawda.
    Obiecaj mi, że napiszesz książkę, książki i, że niedługo dodasz nowy rozdział! Dobra, nie pośpieszam, spokojnie go sobie pisz XD Twoje rozdziały są chyba co kolejny to lepszy, aż boję się kolejnego - bez żartów.
    Wesołych Świąt! - nie wiem czy ci pisałam, więc piszę teraz :D

    OdpowiedzUsuń
  5. nie mam słów. mowę mi zabrało *.*
    to było cudne <33
    wszystko co opisałaś - po prostu brak słów ;**
    nie mogę doczekać się next ;***

    OdpowiedzUsuń
  6. Xenia, słońce ty moje! ^ ^
    Femiła, kochana, wreszcie <3 Swoją drogą, rozumiem Federico, nie chcę być znowu skrzywdzony. Chce z nią być, ale musi rozważyć wszystkie inne problemy, a ich jest nie mało. Mam nadzieję, że razem uda im się doprowadzić do porządku.
    Cierpienie zawsze staję na drodze miłości. Czasami nawet doszczętnie ją niszczy, ale jeśli jest prawdziwa, może je pokonać. A oni są silni, nawet jeśli pewne wydarzenia trochę osłabiły ich serca. Jak mawia serial, Juntos somos mas ^ ^
    Przecudownie opisałaś relacje Femiły.
    Ale najbardziej zabsorbował mnie Leoś.
    Nic nie boli tak jak nieodwzajemniona miłość. Cierpi po jej stracie, jak również w własnych złudzeń o pięknym uczuciu. Szkoda mi go, strasznie. Mam nadzieję, że wciśniesz mu jakąś fajną lasencje, bo niestety Ludmiła nie jest mu pisana, a z szurniętą Violettą nigdy szczęśliwy nie będzie. No tak. Problem.
    Naxi, psycholodzy moi <3
    Kocham moją familię, merry christmas. Czego ja się nie nażarłam...
    Wiesz, że istnieją czarne pierogi? Magia.
    Natalko (tak kulturalnie), pięknie piszesz, masz wyjątkowo wyszukany styl, a opisy uczuć bohaterów wychodzą ci przecudnie.
    Twoje dialogi potrafią zwalić mnie z nóg na dywan, a z dywanu na podłogę, a z podłogi na poziom poniżej podłogowy.
    Bo Tobie wszystko dobrze wychodzi. Tryskasz pozytywną energią, Marcesca np. wychodzi ci komicznie i leję ze śmiechu czytając o nich. Na smutnych momentach, przebijasz samą siebie, potrafisz perfekcyjnie opisać aktualne emocje postaci.
    Tutaj jest wszystko i za to cię tak kocham :)
    Masz w sobie coś niesamowicie pozytywnego. Nie da się nie kochać twoich dzieł :)
    merry, merry christmas! c:

    OdpowiedzUsuń
  7. <3
    Chciałabym napisać więcej, ale nie potrafię. Nie teraz.
    C. xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Xeniu,
    To jest czysta perfekcja. Bez żadnego błędu. Bez żadnej skazy. Wszystko jest rakie idealne. Słowa nie są tandetne. Są natomiast prawdziwe, szczere. Każdy ból opisany tak dogłębnie. Każde zdanie ujawnia nam tak wiele. Nie marnujesz słów. Wykorzystujesz je do czegoś, co śmiale nazywam sztuką. Jest nią, ponieważ oddziałuje na moje uczucia. Sprawia, że samotna łza płynie po mym policzku. Wszystko ma swój nastrój. Jest on jedyny w swoim rodzaju. Jest tak oryginalny. Nie znajdę na to słów. Fedemila. Nie wiem jak to robisz, ale jesteś jak czarodziej. Pokazujesz nam to mi czym długo pracujesz i wprawiasz mnie w zachwyt. Nie wiem jak to robisz, ale czy to nie jest najwsanialsze? Nie muszę wiedzieć wszystkiego. I tak po prseczytaniu czegoś Twojedo czuję się wystarczająco mądra. Bardzo żal mi (bodajże po raz pierwszy) Leona. Nie chcę, aby cierpiał. Mam nadzieję, że znajdziesz mu kogoś, kto wywróci jego świat do góry nogami.
    Xeniu, podziw, szacun i znacznie więcej.
    Hania

    OdpowiedzUsuń
  9. brak mi słów, przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jednak są na tym świecie ludzie, którzy potrafią przez jeden, krótki rozdział oddać tyle uczuć...

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak, tak, pewnie mnie nie znasz, ale..
    Trafiłam na Twój blog po raz pierwszy, a rozdział czytałam sobie o trzeciej nad ranem na telefonie siedząc pod cieplutką kołderką. :D
    Dziwię się, że nikt nie przybiegł do mojego pokoju ze słowami 'Wiktoria, nic ci nie jest? Czemu płaczesz?', ponieważ tak mogło by być.
    Wzruszyłam się. Nie sądziłam, że mogę się 'wcielić' w historię bohaterów i poczuć ich emocje, uczucia.
    Nie sądziłam, że.. Nie, ja po prostu nie wierzę własnym oczom.
    Jak Ty to robisz? Co Ty w sobie masz takiego, że..
    Wybacz, nie umiem tego określić.
    Dzięki Tobie mam nowe marzenie: umiejętność pisania takim stylem jak Ty.
    Zostawiam obserwację i wpadnę tu jeszcze nie raz, Xeniu.
    Wiktoria.

    OdpowiedzUsuń