Każdy z nich próbował sobie uświadomić, co będą robić za niedługi czas. Śpiewać, tańczyć, napełniać barwami swoje życie, ale za to w innym miejscu. Ten sam język, a jednak odmienna kultura, którą mają poznać. W ich głowach zaczyna się kłębić mnóstwo pomysłów. Co? Jak? Gdzie? Kiedy? Dowiedzą się o sobie nawzajem więcej. W myślach każdego uformowało się takie zdanie, któremu nawet nie można było zaprzeczyć. Czy to dobrze?
Leon w ostatniej chwili ubłagał Pabla, żeby pozwolił Larze wybrać się z nimi jednym samolotem. Ona również musiała udać się do Barcelony, by ukazać się na pokazie jednego z tamtejszych projektantów. Miała do dyspozycji podróż samotną z jej asystentką, która wciąż gadała jej o swoim nieudanym życiu. Kot, pusty dom, a w nim ona. To było przykre, ale ileż można o sobie. Z chęcią zgodziła się na propozycję Leona nie tylko ze względów dla niej wygodniejszych. Czuła, że w Barcelonie coś się zmieni. Na dobre.
Gdy następnego dnia pędziła z Leonem przez chodnik, obok ludzi, trącając ich imieniem, nie mogła złapać oddechu. Przez chwilę przeklinała i jego, i walizkę, która podskakiwała z każdą nierówną kostką na bruku. Biegła za chłopakiem, nie mogąc go dogonić i uzmysławiając sobie, że dawno już nie ćwiczyła.
Dopiero po kilkunastu minutach uświadomiła sobie, że to niezwykła przygoda, w której jeszcze nigdy w życiu nie miała szansy uczestniczyć. Zaczęła się głośno śmiać, nie przerywając pędu, a przyspieszając tak, że dogoniła Leona z krzykiem: kto pierwszy! Tak zaczął się szalony wyścig...
Szalony wyścig uczuć, które przez ludzi patrzących na nich, nazwane byłyby miłością, a przez ową dwójkę czymś niezwykłym, triumfującym nad wszystkim, ale nadal nienazwanym.
Gdy dotarli na lotnisko, głośno dysząc, a uśmiechając się jak wariaci, byli już wszyscy. Ludmiła z zawzięciem tłumaczyła coś Federico, a ten wciąż przybliżał się do niej, próbując ją całować, za co obrywał porządnym kuksańcem w bok. Diego stał obok Violetty, co chwilę patrząc na nią, jakby zaraz miała odejść, a ta patrzyła na swoje wypielęgnowane paznokcie. Tylko nieliczni (Lara) potrafili zauważyć błysk w jej oku. Nie była obojętna Diego, ale zachowywała pozory. Naty sprawdzała, czy wszystko wzięła, wyrzucając różne rzeczy, które Maxi potem zbierał i układał porządnie. Marco i Fran słuchali jakiejś piosenki, śpiewając jej tekst. Camila razem z Sebastianem stali na uboczu, szepcząc coś do siebie. Broduey i Andres rozmawiali o czymś, mocno przy tym gestykulując.
W tamtej chwili Lara była pewna, że ta podróż przyniesie jej wiele dobrego.
Zrzuć ciężar całego świata ze swoich ramion.
W samolocie panował gwar, Pablo za nic nie mógł uspokoić swoich podopiecznych. Nawet Angie nic nie wskórała przemawiając do nich swoim łagodnym głosem. Pokonani nauczyciele usiedli, zostawiając uczniów samych sobie.
Panował wśród nich taki gwar, wszyscy mówili na raz, nikt nie mógł siebie zrozumieć, więc w końcu Francesca pisnęła, żeby się uspokoili. Grupa posłuchała i usiadła prosto, by nie zdenerwować Włoszki jeszcze bardziej. Znali tego rezultaty i woleli nie ryzykować. Ta uśmiechnęła się i przymknęła oczy, a po chwili powiedziała słodkim głosem:
- Teraz ja będę prowadziła konwersację... między nami wszystkimi - dodała, słysząc szepty i śmiechy Sebastiana i Cami. Natychmiast się uspokoili. - O czym chcemy porozmawiać? Ja wiem! Diegito!
Każdy odwrócił się w jego stronę, wbijając w niego wzrok. Siedział sam, a Violetta dwa fotele za nim. Miała na uszach słuchawki, więc nie słyszała niczego z ich rozmowy. Francesca uśmiechnęła się sprytnie i oznajmiła po chwili:
- Powiedz, co ci chodzi po głowie, nasz Hiszpanie?
Fernandez uśmiechnął się głupkowato i odpowiedział:
- Wracam do ojczyzny. To mi chodzi po głowie, Francesco.
- Nie jestem tego taki pewny - wyszeptał Leon, zabawnie poruszając brwiami.
I to był błąd, bo Francesca popatrzyła wprost na niego i uśmiechnęła się kpiąco, ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. Lara popatrzyła na chłopaka i omal nie wybuchnęła śmiechem. Miał przerażoną minę, jakby zaraz miał skoczyć z góry.
- A ty, Leoś? Kim jest ta dziewczyna, która teraz tak ładnie się uśmiecha, hm?
Lara pobladła, bo kilkanaście par oczu wlepiło wzrok właśnie w nich. Leon przełknął głośno ślinę, co odbiło się głośno od ścian jej głowy, robiąc wielki zamęt w jej myślach.
- No... - wyszeptał Meksykanin. - To moja przyjaciółka jest. Lara, modelka, ty nie jesteś modelką, a ona jest modelką fajnie, nie?
- Jestem twoją przyjaciółką? - zapytała zdziwiona Lara.
- No tak, przyjaciółką, przyjaciółka.
- Aaa jasne, jasne. Cały czas zapominam kim, kto jest. Raz zapomniałam, która kobieta jest moją mamą. Takie mam problemy. Znaczy... Nie mam problemów, jestem tylko zapominalska, czaicie?
Pokiwali głową potwierdzająco, ale prawda była taka, że nie zrozumieli z tego monologu ani zdania.
Leon cały poczerwieniał na twarzy, a Lara przyłożyła jeden i drugi policzek do zimnej szyby.
Gdy Francesca usiadła wygodnie w swoim fotelu połowa pasażerów odetchnęła z ulgą. Nie doszła do nich, więc mieli ogromne szczęście. Ta jednak objęła wzrokiem wszystkie fotele i powiedziała:
- Spokojnie. Mamy jeszcze bardzo dużo czasu.
Po pokładzie samolotu rozniosło się jedno, zbiorowe jęknięcie.
- Teraz ja będę prowadziła konwersację... między nami wszystkimi - dodała, słysząc szepty i śmiechy Sebastiana i Cami. Natychmiast się uspokoili. - O czym chcemy porozmawiać? Ja wiem! Diegito!
Każdy odwrócił się w jego stronę, wbijając w niego wzrok. Siedział sam, a Violetta dwa fotele za nim. Miała na uszach słuchawki, więc nie słyszała niczego z ich rozmowy. Francesca uśmiechnęła się sprytnie i oznajmiła po chwili:
- Powiedz, co ci chodzi po głowie, nasz Hiszpanie?
Fernandez uśmiechnął się głupkowato i odpowiedział:
- Wracam do ojczyzny. To mi chodzi po głowie, Francesco.
- Nie jestem tego taki pewny - wyszeptał Leon, zabawnie poruszając brwiami.
I to był błąd, bo Francesca popatrzyła wprost na niego i uśmiechnęła się kpiąco, ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. Lara popatrzyła na chłopaka i omal nie wybuchnęła śmiechem. Miał przerażoną minę, jakby zaraz miał skoczyć z góry.
- A ty, Leoś? Kim jest ta dziewczyna, która teraz tak ładnie się uśmiecha, hm?
Lara pobladła, bo kilkanaście par oczu wlepiło wzrok właśnie w nich. Leon przełknął głośno ślinę, co odbiło się głośno od ścian jej głowy, robiąc wielki zamęt w jej myślach.
- No... - wyszeptał Meksykanin. - To moja przyjaciółka jest. Lara, modelka, ty nie jesteś modelką, a ona jest modelką fajnie, nie?
- Jestem twoją przyjaciółką? - zapytała zdziwiona Lara.
- No tak, przyjaciółką, przyjaciółka.
- Aaa jasne, jasne. Cały czas zapominam kim, kto jest. Raz zapomniałam, która kobieta jest moją mamą. Takie mam problemy. Znaczy... Nie mam problemów, jestem tylko zapominalska, czaicie?
Pokiwali głową potwierdzająco, ale prawda była taka, że nie zrozumieli z tego monologu ani zdania.
Leon cały poczerwieniał na twarzy, a Lara przyłożyła jeden i drugi policzek do zimnej szyby.
Gdy Francesca usiadła wygodnie w swoim fotelu połowa pasażerów odetchnęła z ulgą. Nie doszła do nich, więc mieli ogromne szczęście. Ta jednak objęła wzrokiem wszystkie fotele i powiedziała:
- Spokojnie. Mamy jeszcze bardzo dużo czasu.
Po pokładzie samolotu rozniosło się jedno, zbiorowe jęknięcie.
Jesteś taka sama jak ja.
Violetta zdjęła słuchawki z uszu i rozejrzała się po fotelach. Po chwili usłyszała donośny włoski akcent, którym dysponowała Francesca. Jej usta wciąż się nie zamykały, zadawały pytania do Camili, która odpowiadała półsłówkami, coraz bardziej się rumieniąc. W końcu zdenerwowała się i już chciała odpinać pas, gdy przytrzymał ją Sebastian, usadawiając na fotelu. Francesca uśmiechnęła się triumfalnie, widząc obrażoną minę rudej.
Violetta zauważyła, że kabelek od słuchawek się poplątał więc postanowiła, że to naprawi. Spojrzała na Diego, który pokazywał jej, żeby nic nie robiła.
- Co? O co ci chodzi? Diego? Co ty robisz?
- Diego? Violetta?
Hiszpan westchnął głęboko i wykręcił oczami. Posłał Castillo wyraźne spojrzenie mówiące: Dziękuję ślicznie, teraz upadniemy razem. Dziewczyna zmarszczyła brwi i popatrzyła na Francescę, która uśmiechała się słodko i piszczała:
- Diegito, nie dokończyliśmy tematu!
- Widać, że Bóg tak chciał.
- A jaki temat rozpoczęliście? - zapytała niewinnie Violetta, nie wiedząc, że rozpętuje tym burzę.
Teraz każdy patrzył tylko na nią. Kiedyś widocznie by ją to zadowoliło, ale teraz miała ochotę zapaść się pod ziemię i tak głębiej, coraz głębiej... Czuła, jak się czerwieni, a oczy Diego są skierowane prosto na nią mówiące: Przejmij kontrolę. Powiedz to, co powiedziałaś mi.
Wtedy wyprostowała się, co chyba zdziwiło triumfującą już Francescę. Włoszka straciła na sekundę rezon, ale po chwili powróciła do pierwotnego stanu, robiąc minę do złej gry. Niestety, Violetty nie można było już powstrzymać, bo musiała coś powiedzieć.
- Dobra - westchnęła, omiatając wzrokiem każdego z obecnych. - Wszyscy się pewnie zastanawiają, o co chodzi ze mną i Diego. Dostaniecie odpowiedź, proszę bardzo. Znajcie naszą hojność. Tak, jesteśmy parą. I pomyślicie, po co on w ogóle zaczął się zadawać z taką czarownicą jak ja? Gdy kładę się w nocy do łóżka i nie mogę spać, próbuję odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nie mogę, bo jest za trudne. Każdy twierdzi inaczej, a ja nie będę miała pojęcia o niczym. Po prostu wiem, że wpadłam po uszy w tą głupią miłość. Dziękuję, miłego dnia wszystkim życzę.
Założyła słuchawki na uszy i spojrzała w okno, ale mogła przysiąc, że nikt nie oderwał jeszcze od niej wzroku. Wiedziała, że w końcu nie uważają jej za czarną owcę, a za przyjaciółkę. Ale to jej nie obchodzi, bo tylko te szmaragdowe oczy się liczą.
Czy kochałeś kiedyś kogoś tak mocno, że ledwo mogłeś oddychać?
Marco coraz bardziej się denerwował.
Nigdy nie leciał samolotem. Do Buenos Aires przyjechał samochodem i to mu w pełni wystarczało. Nie był od ziemi na szalonej wysokości. Miał nadzieję, że się nie rozbiją, bo był jeszcze młody. Chciał trochę jeszcze pożyć, tego był pewien.
Francesca siedział tuż obok niego, kompletnie spokojna czytała książkę. Jej bystre brązowe oczy przesuwały się z każdą linijką tekstu po papierze. Marco coraz bardziej to denerwowało.
- No - powiedział nagle chłopak.
- Co no?
- Dlaczego ty taka spokojna?
Nagle jej oczy zabłysły, a ona zapytała:
- A co? Są nowe ploteczki? Opowiadaj!
- Francesca!
- No co?
- Nieważne...
- Aha, już się obraziłeś, co?
Pokręcił tylko głową i skierował wzrok w inną stronę. Francesca popatrzyła na niego jeszcze raz i głośno westchnęła, powracając do lektury. Nie mogła nic z niej zrozumieć, bo wciąż myślała o Marco. Zamknęła z hukiem książkę, by zwrócić na siebie jego uwagę. Nadaremno, bo nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. Szturchnęła go w ramię, a gdy odwrócił się w jej stronę, powiedziała:
- No mów, co tam chciałeś.
- Już nie muszę, mam pomysł.
Odwrócił się w stronę innych foteli, gdzie cicho siedzieli ich przyjaciele i szeptali coś do siebie. Violetta wciąż miała na uszach słuchawki, a Diego przyglądał jej się, jakby chciał ją zjeść. Naty oparła głowę na ramieniu Maxi'ego i omal zasypiała. Ten gładził jej krucze loczki. Ludmiła uśmiechała się do Federico, a on nakręcał jej włosy na palec. Leon mówił coś Larze, a Sebastian denerwował Camilę. Uroczy obrazek, nieprawdaż?
- Ej, muszę wam coś powiedzieć! - krzyknął Marco.
- Co? - wszyscy nagle się ożywili.
- Gdy Francesca była mała bała się swojej własnej babci i płakała na jej widok.
Każdy zaczął się śmiać, a Włoszka piszczeć, żeby Marco przestał gadać.
- Ja się dopiero rozkręcam, kochanie.
Nigdy nie leciał samolotem. Do Buenos Aires przyjechał samochodem i to mu w pełni wystarczało. Nie był od ziemi na szalonej wysokości. Miał nadzieję, że się nie rozbiją, bo był jeszcze młody. Chciał trochę jeszcze pożyć, tego był pewien.
Francesca siedział tuż obok niego, kompletnie spokojna czytała książkę. Jej bystre brązowe oczy przesuwały się z każdą linijką tekstu po papierze. Marco coraz bardziej to denerwowało.
- No - powiedział nagle chłopak.
- Co no?
- Dlaczego ty taka spokojna?
Nagle jej oczy zabłysły, a ona zapytała:
- A co? Są nowe ploteczki? Opowiadaj!
- Francesca!
- No co?
- Nieważne...
- Aha, już się obraziłeś, co?
Pokręcił tylko głową i skierował wzrok w inną stronę. Francesca popatrzyła na niego jeszcze raz i głośno westchnęła, powracając do lektury. Nie mogła nic z niej zrozumieć, bo wciąż myślała o Marco. Zamknęła z hukiem książkę, by zwrócić na siebie jego uwagę. Nadaremno, bo nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. Szturchnęła go w ramię, a gdy odwrócił się w jej stronę, powiedziała:
- No mów, co tam chciałeś.
- Już nie muszę, mam pomysł.
Odwrócił się w stronę innych foteli, gdzie cicho siedzieli ich przyjaciele i szeptali coś do siebie. Violetta wciąż miała na uszach słuchawki, a Diego przyglądał jej się, jakby chciał ją zjeść. Naty oparła głowę na ramieniu Maxi'ego i omal zasypiała. Ten gładził jej krucze loczki. Ludmiła uśmiechała się do Federico, a on nakręcał jej włosy na palec. Leon mówił coś Larze, a Sebastian denerwował Camilę. Uroczy obrazek, nieprawdaż?
- Ej, muszę wam coś powiedzieć! - krzyknął Marco.
- Co? - wszyscy nagle się ożywili.
- Gdy Francesca była mała bała się swojej własnej babci i płakała na jej widok.
Każdy zaczął się śmiać, a Włoszka piszczeć, żeby Marco przestał gadać.
- Ja się dopiero rozkręcam, kochanie.
Cholernie mnie nienawidzi, a ja to kocham.
Zaczynała się śmiać coraz bardziej, gdy Marco z każdą sekundą wyjawiał nowe fakty o Francesce. Ta prawie zabiła go swoim spojrzeniem.
Ludmile bardzo podobał się sposób, w jaki się kochali. Był prawdziwy, a jednocześnie lekki, taki jaki powinien być według niej. tak samo sądził chyba Federico, bo bardzo często się uśmiechał, gdy byli razem. Czuła, że każda minuta z nim spędzona jest dla niej prawdziwą nagrodą, której nie dostałaby nigdzie indziej. Czasem zastanawiała się, dlaczego to ona. Przecież nie odznaczyła się niczym szczególnym, po prostu była i nic więcej. Nie zrobiła niczego dobrego, wręcz przeciwnie. Częściej grzeszyła, nie pomagała w takim stopniu, jak powinna.
Jednak objawił się jej anioł, który pilnował każdego jej kroku, sprowadzał ją na właściwą drogę...
Federico. Włoski stróż.
- Dzieciaki, za dziesięć minut lądujemy!
Ludmiła spojrzała na swojego chłopaka i uśmiechnęła się łagodnie. W tle było słychać okrzyki podekscytowania i zachwytu. Już niedługo postawią swoje stopy na obcej ziemi. Podzielą się swoją miłością i przyjaźnią na innym kontynencie. To było takie szalone, a zarazem zdumiewająco piękne.
- Ludmi, przygotuj się do lądowania - wyszeptał jej do ucha Fede.
Zarumieniła się lekko i popatrzyła na niego z miłością. Nawet najnormalniejsze zdanie wypowiedziane przez niego sprawiało, że czuła się jak w niebie, może nawet wyżej.
- Będziesz przy mnie szczęśliwa, Lu. Obiecuję.
Gdy wyszli z samolotu dosięgnęły ich promienie słońca. Francesca natychmiast nałożyła na oczy swoje okulary przeciwsłoneczne, a Marco zamknął na chwilę swoje oczy. Ludmiła nagle poczuła, że to miejsce jest magiczne, choć go dobrze nie poznała. Po prostu coś jej o tym mówiło. Chciała to wykrzyczeć i powiedzieć.
Wtedy dostrzegła Violettę, która zeszła już ze schodów i stanęła gdzieś dalej od grupki przyjaciół.
- Hej - uśmiechnęła się Ludmiła, podchodząc do niej.
Ta tylko popatrzyła na nią i od razu spuściła głowę w dół, szepcząc do niej:
- Nie mogę spojrzeć ci w oczy.
Chwila ciszy. Ludmiła również nie wiedziała, co powiedzieć.
- Przepraszam.
Wtedy Ferro uśmiechnęła się szeroko i wzięła szatynkę pod ramię, mówiąc:
- Chodź, Barcelona jest nasza.
Ludmile bardzo podobał się sposób, w jaki się kochali. Był prawdziwy, a jednocześnie lekki, taki jaki powinien być według niej. tak samo sądził chyba Federico, bo bardzo często się uśmiechał, gdy byli razem. Czuła, że każda minuta z nim spędzona jest dla niej prawdziwą nagrodą, której nie dostałaby nigdzie indziej. Czasem zastanawiała się, dlaczego to ona. Przecież nie odznaczyła się niczym szczególnym, po prostu była i nic więcej. Nie zrobiła niczego dobrego, wręcz przeciwnie. Częściej grzeszyła, nie pomagała w takim stopniu, jak powinna.
Jednak objawił się jej anioł, który pilnował każdego jej kroku, sprowadzał ją na właściwą drogę...
Federico. Włoski stróż.
- Dzieciaki, za dziesięć minut lądujemy!
Ludmiła spojrzała na swojego chłopaka i uśmiechnęła się łagodnie. W tle było słychać okrzyki podekscytowania i zachwytu. Już niedługo postawią swoje stopy na obcej ziemi. Podzielą się swoją miłością i przyjaźnią na innym kontynencie. To było takie szalone, a zarazem zdumiewająco piękne.
- Ludmi, przygotuj się do lądowania - wyszeptał jej do ucha Fede.
Zarumieniła się lekko i popatrzyła na niego z miłością. Nawet najnormalniejsze zdanie wypowiedziane przez niego sprawiało, że czuła się jak w niebie, może nawet wyżej.
- Będziesz przy mnie szczęśliwa, Lu. Obiecuję.
Gdy wyszli z samolotu dosięgnęły ich promienie słońca. Francesca natychmiast nałożyła na oczy swoje okulary przeciwsłoneczne, a Marco zamknął na chwilę swoje oczy. Ludmiła nagle poczuła, że to miejsce jest magiczne, choć go dobrze nie poznała. Po prostu coś jej o tym mówiło. Chciała to wykrzyczeć i powiedzieć.
Wtedy dostrzegła Violettę, która zeszła już ze schodów i stanęła gdzieś dalej od grupki przyjaciół.
- Hej - uśmiechnęła się Ludmiła, podchodząc do niej.
Ta tylko popatrzyła na nią i od razu spuściła głowę w dół, szepcząc do niej:
- Nie mogę spojrzeć ci w oczy.
Chwila ciszy. Ludmiła również nie wiedziała, co powiedzieć.
- Przepraszam.
Wtedy Ferro uśmiechnęła się szeroko i wzięła szatynkę pod ramię, mówiąc:
- Chodź, Barcelona jest nasza.
piękny Xeniu ♥
OdpowiedzUsuńJest po prostu piękny ;)
Ahhh ta miłość...
Tak pięknie o niej piszesz, tak... Dosłownie, a za razem przenośnie.
To coś naprawdę cudownego.
Jestem zachwycona, wzruszona, poruszona i zniecierpliwiona, bo czekam na c.d ! :*
Boże, jaki cudny <3333
OdpowiedzUsuńFrancesca mnie rozwala xD
A Marco też :P Ej, z Fran się nie zadziera, ona potrafi się mścić! :D
Wspaniały rozdział, ja chcę więcej!
Kocham <333333
Francesca jaka plotkara xD
OdpowiedzUsuńMiłość, wszędzie miłość ... Achhh . *-*
Marco najlepszy :D Dobrali się xD
Leon i Lara i wyścigi. Ale nie napisałaś kto wygrał, no! xDD
Violka przeprosiła Lu ! Nareszcie ! W końcu coś się jej ruszyło w tym jej sercu, a to przez naszego uroczego Diegito *-*
I obietnica Federa i ja już widzę Aniołki <33
Kocham mucho , mucho i chcę więcej Barcelony ! ♥
Nie mogę z Francesci. Widzę, że lubi ploteczki :D Ja się nadal śmieję. Marco tak samo (że lubi plotkować, nie że on się śmieje. Może się śmieje- tego nie wiem. Nie wiem co on robi, chociaż to mój mąż). Fran się bała swojej babci? Cooooo... Zazdroszczę jej. Biedy Marco boi się samolotów. Choć słoneczko, przytulę cię! Dobra, komentarz można zaliczyć do bezsensownych, bo mi odwala ;) Postaram się coś normalnego napisać.
OdpowiedzUsuńRozdział był przepiękny ♥
Oh ten Feder ♥♥♥ Obiecał Lud, że ta będzie przy nim szczęśliwa... Przy nim każda by była... Kocham go... Kocham ten rozdział... Kocham to jak piszesz... Wszystko kocham....
Nie. Miało być normalnie.
Cieszę się, że Violka przeprosiła Ludmilę. W końcu zrobiła coś dobrego (zakochanie się w Diego też się tam zalicza). Tyylee miłości ♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Jeszcze więcej dam tych serduszek, a co! ♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Rozdział cały przepiękny ♥
Czekam na następny ♥♥
Pozdrawiam
Xeniu!
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny mam zaszczyt przeczytać Twoją publikację. Zawsze, gdy widzę, że postanowiłaś dodać nowy rozdział cieszę się jak dziecko na widok lizaka. Tak, wiem - niezbyt trafne porównanie, aczkolwiek taka właśnie jest prawda. Nie piszę tego dlatego, że chcę być miła. Długo zastanawiałam się nad tym, co będę chciała umieścić w swojej wypowiedzi, ale nie przyszło mi do głowy nic, co oddawałoby to, co czułam podczas czytania rozdziału. Za każdym razem widzę, że robisz ogromne postępy. Pamiętam te czasy, w których prowadziłaś jeszcze poprzedniego bloga. Już wtedy miałaś niesamowity styl pisania. Pamiętaj, że byłaś, jesteś i już zawsze będziesz dla mnie wzorem! ♥
Xeniu,
OdpowiedzUsuńoto ja! Przybyłam, trochę spóźniona, ale jednak.
Tak bardzo czekałam na dziesiątkę - to się doczekałam. I wiesz co? Jestem zachwycona ♥ Naprawdę, szczerze, dogłębnie - zachwycona ♥
Tak przyjemna atmosfera w tym rozdziale, tyleeee miłości ♥ Aż się wylewa z monitora, normalnie, hihi.
A tak po kolei:
Ja cie, ale fajnie, że Lara mogła pojechać z nimi. Zapowiada się naprawdę ciekawy wypad. Dla Leona, na przykład, hihi. Oni jeszcze o tym nie wiedzą, ale my wiemy - This is love, this is looove ♥ Ok, bije mi.
Hahaha, Francesca. Uwielbiam ją ♥ Pewnie, pozawstydzam sobie znajomych, a co! Będzie śmiesznie. No i było. A wszyscy, jacy speszeni, no ja nie mogę. Słodko!
Violetta. No, no, zaskoczyła mnie - że wszystko powiedziała w tak szczery sposób. Ale cudowne to było, zdecydowanie. Chyba zaczynam ją lubić - nie wierzę! o.o No, ale jak Diegito jest z nią szczęśliwy, to muszę się cieszyć jego szczęściem, tak? Haha, ok.
Marco! No, uwielbiam tego gościa. Ale to już chyba mówiłam. Miłość między tą dwójką jest taka wyjątkowa, inna - pełna ciepła, niby się przekomarzają, robią sobie na złość - ale wydaje mi się, że to tylko wzmacnia ich relację.
Lu chyba też to zauważyła. Oh, Fede - anioł. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy, haha. Cudowne, Ludmiłka taaaka zakochana ♥
No i końcówka. Ludmiła próbuje zakolegować się z Violettą? No, nie wierzę. Znowu. Ale powiem ci, że może wyniknąć z tego coś świetnego ;) I w sumie każdy zasługuje na drugą szansę, prawda?
Podobają mi się ostatnie cztery słowa. AAAAA! ♥
Już chcę to zobaczyć - wiem, że nasza zakręcona grupka podbije Barcelonę! Jakżeby inaczej.
Czekam na jedenastkę.
Patrzę w kalendarz - 15 tak daleko! ;<
Ale wytrzymam, na pewno! ♥
Pozdrawiam,
Edyta ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńXeniu!
OdpowiedzUsuńTo jest świetne, wiesz? W ogóle Ty cała jesteś świetna, i Twoje opowiadanie też <3
Barcelona <3 I ten cały lot samolotem, chyba skłania do wyznań, nie? Violetta wyznaje, że jest dziewczyną Diega (hyhy) a Lara i Leonek... hmmmm... coś się tu kręęęęęci! Tak, to jest pewne. W dodatku Fede i Lu są uroczy jak zwykle <3 Coś dużo tych serduszek stawiam, c'nie? Nieważne <3 Znowu...
Ołkej.
Ploteczki Francesci kochany Maruuuś <3 Kocham ich! Kocham ich wszystkich!
Przepraszam za to moje 'miłosne' nastawianie, ale w końcu zbliżają się walentynki. To wina społeczeństwa, nie moja! :)
A... no tak ! Jeszcze Ludmiła wyciąga pomocną dłoń do Violetty.. Co z tego wyniknie? Zobaczymy, zobaczymy!
Już w końcu niedługo rozdzialik hyhyhyhy
Pozdrawiam serdecznie :*
Kochana Xeniu,
OdpowiedzUsuńNa początek muszę Cię przeprosić za to, że nie komentowałam twojego bloga, pomimo iż go wytrwale czytałam, zatracając się w każdym z rozdziałów. Nie wiem sama czemu, nie będę się tłumaczyć. Tylko winni się tłumaczą, prawda? Nie jestem winna, a może jestem? Cóż, sama nie wiem. Za to na pewno wiem, ze jestem winna Ci ogromne przeprosiny. Nie wspominając już o reszcie. Zaniedbałam to wszystko, wybacz. Kiedyś było inaczej, no nic. Powrócę znów do Ciebie. Natko, dziękuję Ci za wszystko. Byłaś ze mną od pierwszego felernego, którego dodałam na tego idiotycznego bloga, nienadającego się do publikacji. Nie każdy ma talent. Dziękuje. Minęło tak dużo czasu a ja znów wracam do tego jak ciepło powitałaś moje ogromne błędy i zawirowania w wypowiedziach. Zmotywowałaś mnie, a teraz jestem tu gdzie jestem. Nie na czubku góry, ale już nie na dnie. To wiele dla mnie znaczy, wiesz?
Rozdział wyszedł Ci jak zwykle fenomenalnie, ale mówiąc szczerze to zawsze jest idealnie. Może zacznę od fenomenu pięknej 10, która mnie totalnie zaskoczyła. Ludmiła i Violetta. Kto by pomyślał, że blondynka okaże skruchę, przyjmując tak nieokrzesane zwierzę. Małpa, hipcio, bocian, czapla. W sumie pasuje bardzo wiele stwierdzeń. No nic. Ostatnie zdanie trafione w dziesiątkę. Och, sypiemy tą piękną liczbą dzisiaj :D
Diego również zachowywał się dość dziwacznie, choć jak na niego to bardzo słodko. Znam go, cóż, takie życie. A panna Castillo (nie umiem pisać jej nazwiska, więc jak jest źle to się nie śmiej ) zamieniła się w serialową Ludmiłę. Charakter strasznie wpasowany, lecz nadal mi coś nie gra. Jej różowość. Ale zmienia się, to dobrze, dzięki miłości. Miejmy nadzieje, że przetrwają to co jest im pisane. Chociaż i tak wiem, że planujesz coś złego. Przebiegła! :D
Jezu, jak ja kocham twoją Francesce! Jakby miała coś z mózgiem.. może ma? No nieważne, jest przeurocza i kochana, a jej teksty i wścibskość zwala z nóg na podłogę. Kocham, kocham i jeszcze raz kocham. Marcuś ma wspaniałą dziewczynę, a ona boskiego chłopaka. Też tak chce, miłość.. lalala.. kwiatki i wgl.
Czyżby panna Natalia planowała coś na lini Andres-Brodłej? JA jestem za! Piękna para, no i te ich zabójczo rozwinięte mózgi. Taa, pasuję jak ulał. Czekam na tą parę! Podobnie jak na więcej Sebastiana i Camili.. no i żadnych bryczek. Lara jako modelka jest zupełnym przeciwieństwem chłopczycy, za którą jest ciągle postrzegana. Punkt dla Ciebie, kurde sporo ich już masz :D
Teraz zatrzymam się przy mojej perełce, chyba wiesz o kim mówię? Naxi. Jezu, weź mi w kolejnym rozdziale zarzuć jakiegoś romantycznego besosa gdzieś w tajemniczych uliczkach Barcelony. Ja tu umieram, licząc do 70 odcinka, pomóż! Daj mi ich, błagam. To żałosne, wiem, ale jestem zdesperowana. A nawet jeszcze bardziej! :D
Natalko, ja miałam coś sensownego wreszcie napisać, a nic nie napisałam. Jestem tępa, wiem. Skomentuje to tylko brakiem szarych komórek, które chyba uciekły.. ( a ja je w ogóle miałam? chyba nie.. ) Kocham Cię i twój styl, który strasznie pasuje mi do tej historii. Tworzysz zupełnie inny obraz czegoś, co wydaje nam się tak dobrze znane. Rozśmieszasz, wzruszasz, pozostawiasz z pytaniami. Jak to nie jest talent to ja jestem łysa krowa. Dziękuję jeszcze raz i przepraszam. Będę częściej, bo wiem, że zrobiłam źle. Wybacz.
Kocham bardzo,
Marcia
O Boże!
OdpowiedzUsuńXeniu! To jest, takie, takie... no, boskie! Każdą linijkę czytałam z zapartym tchem i nie mogłam się oderwać. Było cudownie. To co zaczynamy od początku ^^
Rozdział wprowadziłaś cudownie, ukazując taką ich jakby obawę, zastanowienie co dalej.. no cudnie i tyle! Później jesteśmy już u Leona i Lary, zakochane gołąbeczki, pragnące spędzać razem czas, ścigające się. <3 Genialnie, no po prostu genialnie!
Francesca wszystkich ustawia xD Rozwaliła system, no! Diegosław na tapetę i co ma zamiar robić ^-^ Weź bo się zakochałam w Twojej Dielettcie na zabój <3 I gdy Violetta mówi, że są razem i opowiada, że jest jędzą i tego nie rozumie. Próbowała zachować pozory, że nic ich nie łączy, ale nie wyszło i dobrze <3 Ach i jeszcze Fran dopytuje kim jest Lara, a Leon, że przyjaciółką yhy. I spalił buraka, życie xd
Och i ta Twa boska Marcesca ^^ On się boi latać, a ona nie wie o co mu chodziło, a później Marco wyjawia jej sekrety ohoho chyba zadarł z niewłaściwą osobą, ale przecież ją tak kocha ♥
Maxi bawi się kruczymi lokami Naty, takie boskie, że ja już nie mogę *-*
I Fedemilka, na deser! Ach! Tak się te dwa boskie stworki kochają ^-^ Niby powiedział jej zwykłe zdanie o lądowaniu, a obudził tyle miłości ♥
I na koniec Violka i Ludmila, wreszcie zgoda ,,Chodź, Barcelona jest nasza''. Zaciesz, Xeniu! Zaciesz <3
Bosko, cudownie, genialnie, najlepiej na świecie! Mój mistrzu, no! To było nie do opisania słowami! Zakochałam się ponownie w tym opowiadaniu ♥
To było no haskgfaegtfrqwihqwio no nie da się słowami! Genialnie! Kocham Twój styl pisania!
Jesteś boska!
Te amo! Mistrzu <3
Czekam z niecierpliwością na następny i Barcelone♥
Weny!
Kathrina
BOZE JENNA GŁUPIA JENNA.
OdpowiedzUsuńNIE SKOMENTOWAŁA
BOŻE
ŻAL
WEŹ
TU
MI
PRZYPOMINAJ O TAKICH RZECZACH
BO JA GŁĄB JESTEM.
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM
jezu rozdział jest wspaniały
a ja nie zostawiłam komentarza
weź mnie tu zabij.
Kocham cię no <3
Boże Xenia urzekłaś mnie nioo.
Lara&Leon
Boże tacy kochani sobie
kocham ich mocno
tak bardzo jak ciebie.
A Lu & Fede
boziu tacy kochani.
A z Marco to ja nie mogłam xD
Kocham twoje rozdziały.
Kocham ciebie.
Jennka <3
A ja jestem sobie szybka.
OdpowiedzUsuńWróciłam, kto wie na jak długo, ferie minęły, fizyka wzywa, czas umierać. Ciężkie jest życie Aci.
Ekhem!
No więc, Natalko, Xeniu, krówko, czy jakoś tak inaczej.
Waliłam tynki. W końcu to takie przeurocze święto. Spędziłam je oglądając momenty Naxi, pełnia romantyzmu. Skompromitowałam się w restauracji, trzeba być geniuszem żeby wyłożyć się na świeżo wypolerowanych kafelkach. Trudna sztuka, no doprawdy.
Ale wracając do Ciebie, bo nikogo nie interesuję moje nudne życie.
Najpiękniejsza była Leonara.
Zabrał ją ze sobą (oooo).
Jest modelką (oooo)
Ani razu nie wyzwał jej od krowy (ooooooooo!)
Uwielbiam Leonarę, Larę najbardziej, a tej bezczelnej krowy w 3 sezonie nie będzie?
TO KOGO JA BĘDĘ PODZIWIAĆ? NO CHYBA NIE BUFONA!
A Leona to mam na co dzień, na farmie, tak więc wiesz.
Wszystkich tutaj kocham, ubóstwiam, murzynię i nie wiem co jeszcze. Za Dielettą nie przepadam (jestem wredna, kocham tylko Naxi i Diegarę, która nie istnieje, hyhy), ale tutaj są świetni no i kocham moją/Twoją/naszą Violettkę, bo tutaj jest aniołkiem moim <3 No Twoim też, dobra, pozwalam.
Kocham moje Babcie, joł <3
A Francesca i Marco są przesłodką parą i kocham na nich patrzeć, a Marco to taki misio, tylko go przytulać <3
Xabusia kocham, a Mechi go zajęła. Jak mnie pozna, to ją rzuci XD
Nieistniejący urok osobisty, to ja.
Na zakończenie piękna scena Violetty i Ludmisi. To było przeurocze *.*
Wybaczyły sobie, mimo wszystkich przykrości jakie zostały wyrządzone.
I bardzo dobrze, trzeba się kochać, a nie nienawidzić!
Co ja gadam, ludzie są straszni. Dlatego wolę krowy i Leona, bo to do końca człowiek nie jest, bywa i tak.
I Femiłkę kocham, chociaż ostatnio bloggera opanowała i ich dużo, a ja mam jakieś dziwne manię i mi to chyba nie pasuję, ale ja jestem dziwna, każdy kocha to co kocha.
A ja kocham se Naxi. A ty Femiłę. A Leon krowy. FAJNIE JEST!
Kocham Cię, lovelovelove hau muuu miauu jestem sobie Twoją faneczką i kocham Cię całym serduszkiem!
OOON BEAAT!
Pacz, umiem jak tinka.