Może nie chodzi o nienawiść.
Nienawiść jest tylko stanem. Najgorszym, co mogło jej się przydarzyć, co mogło nią zawładnąć.
Potem odnajduje się coś takiego jak miłość. I wtedy można uznać, że to koniec. Jest się uwięzionym, nie można oddychać. Nie odczuwasz żadnych innych uczuć oprócz tego.
Tylko, że dla Violetty był to prawdziwy wstrząs. Nie mogła usnąć, nie mogła jeść. Gdy przechodził obok niej miała ochotę gdzieś uciec. Nie było ważne gdzie. Po prostu tego pragnęła. Wszystko w niej krzyczało: Tak, nie wytrzymasz, tak! Biegnij, póki jeszcze... Potem było już za późno.
Złapał ją.
Wyssał zło i wpoił dobro.
I tyle.
Aż tyle.
Violetta patrzyła na swój... Stop. Ich pokój z niedowierzaniem. Wszystko było takie idealne, nawet na poduszkach zostały położone czekoladki. Wbrew wszystkiemu, uśmiechnęła się szeroko i odetchnęła z ulgą, że nie musi udawać tej kamiennej twarzy. Było pięknie, wcale nie potrzebowała maski.
- Vilu...
Vilu?
Spojrzała na Ludmiłę, która uśmiechała się lekko, jakby nieśmiało. Była tak zarumieniona, że Castillo od razu wiedziała, że była przed chwilą u Federico. Podobnież pomagała mu rozpakować walizkę. Jednak Violetta twierdziła, że to tylko pretekst. Słyszała trzaskanie drzwiami i krzyki chłopaków, żeby się trochę ogarnęli z tą miłością (i kto to mówił?).
- Mogę cię tak nazywać?
Spojrzała na nią jeszcze raz, uśmiechając się ciepło. Nie wiedziałam, że tak potrafię.
- Jasne.
- Chciałam zapytać, czy nie chcesz się z nami przejść po Barcelonie. Idziemy wszyscy.
- A idzie Diego? Bo nie będę miała z kim rozmawiać...
Ludmiła uśmiechnęła się lekko.
- Idzie. Zresztą nie martw się. ja już wszystko wyjaśniłam z resztą.
- Wybaczyli mi?
Ferro energicznie pokiwała głową tak, że kosmyki jej blond włosów wylądowały na czole. Musiała szybko zgarnąć je na bok. Wyglądała jak anioł. Dlaczego zadawała się ze mną? Z diabłem?
- Diego powiedział, żeby spojrzeli w twoje oczy.
I będę się tłuc od światła, do światła
Pokolorowana neonami miasta.
Barcelona okazała się jeszcze piękniejsza niż myśleli.
Diego nie rozstawał się z Violettą nawet na krok. Gdy chłopaki poszli zajrzeć do jakiegoś sklepu z sportowymi gadżetami, on nawet nie ruszył się z miejsca. Rozumieli się bez słów. Hiszpan przyglądał się jej ruchom i widząc, że kładzie rękę na brzuchu, wyjął z plecaka swoją kanapkę i podał jej, uśmiechając się słodko. To było najlepsze określenie.
Ludmiła pognała za Federico, bo doskonale wiedziała, że Federico zacznie wydawać pieniądze na bardzo zbyteczne rzeczy. Ale kochała go takiego, jaki był. Mógł ją zasypać tymi sportowymi zabawkami, a ona czułaby się jak w siódmym niebie.
Pablo z Angie o czymś rozmawiali, ale nikt nie słyszał, o czym dokładnie. Lara i Leon stali gdzieś obok i szeptali coś do siebie, co chwilę się rozglądając, jakby bojąc się, że ktoś ich zauważy. Naty i Maxi bawili się, klaskając sobie w dłonie, co był dość zabawne w ich wykonaniu. Sebastian i Camila mierzyli siebie złowieszczymi spojrzeniami, ale z ich oczu można było wyczytać tylko miłość.
I spacerowali dalej uliczkami Barcelony, podążając coraz dalej, głębiej. I w końcu.
Znaleźli serce tego miasta.
każdy poczuł, że coś każe stanąć bliżej barierki. Zrobili taki i uśmiechnęli się, gdy zobaczyli taflę wody, a w nich swoje twarze. Zarumienione, młode... Mieli przejść jeszcze tak dużo w swoim życiu, ale teraz to wcale się nie liczyło. Była miłość i oni.
- Violetta, ty płaczesz?
Jakiś głos skierował to pytanie w jej stronę.
W sumie nie obchodziło ją, że zaczęła ryczeć jak bóbr przy nich wszystkich.
Gdy chodziła po uliczkach Barcelony i oni cały czas pytali się, jak się czuje, czy jest w porządku, nie umiała inaczej. Można nawet powiedzieć, że była to jej powinność. I na tym przystańmy.
- Wiecie, co? - zaczęła się głośno śmiać. - Tak, płaczę.
Wszyscy uśmiechnęli się ciepło, co sprawiło, że jej serce chciało wybuchnąć tym szczęściem i podzielić się nim z każdym.
Przejadłam myśli, wypiłam marzenia
I przefiltrowałam moje serce z kamienia.
- Pablo, Pablo!
Gdy mężczyzna odwrócił się w stronę aż za bardzo podekscytowanej Francesci, dotknął swoich skroni, ukazując jak bardzo jej pisk go zabolał.
Dziewczyna trzymała w swoich dłoniach jakąś kartkę, która miała dużo wygięć i skreśleń. Podała ją Pablowi, a bardziej ją w jego stronę rzuciła. Z błyskiem w oku czekała na jego reakcje. Czuła, że jej piosenka jest dobra. Taka w sam raz dla wszystkich. Każdy czuł to samo, co ona. Muzyka była ich pasją i to własnie przekazała w swojej piosence.
- Francesca! Ona jest genialna!
- Aaa!
Rzuciła się na szyję Marco i ucałowała go niemniej niż piętnaście razy. Chłopakowi najwidoczniej bardzo się to spodobało, bo wykrzyknął:
- Pisz więcej piosenek!
Grupowy śmiech dotarł chyba do każdego mieszkańca Barcelony. Nie dało się ich nie słyszeć. Ich głosy łączyły się w jedno. Nie było żadnych powodów by nie śmiać się razem, a nie oddzielnie. Coś ich do siebie nawzajem ciągnęło.
- Zaśpiewajmy ją, proszę, proszę, proszę! - Francesci nie obchodziło, że nikt nie wyraził jeszcze na to zgody. - Feder, wyciągaj gitarę! Masz tu wszystko na tej kartce, graj, dobry człowieku, a my śpiewamy! Poczekajcie, mam jeszcze kopie! O proszę!
Rozdała je wszystkim i uśmiechnęła się szeroko. Pokiwała do Włocha, by zaczął grać.
Śmiechy są na nic
Możesz liczyć na mnie
Pozwól mi wejść do Twojego serca
Pomogę Ci wyznaczyć Twój cel
Chodź i zaśpiewaj
Daj mi swoją rękę
Marz o najwyższym
Powiedz mi, że kochasz
Pokaż światu swoje życie
Francesca okręciła się kilka razy obok wszystkich aż w końcu dotarła do zaskoczonej Lary oraz Leona. Uśmiechnęła się do nich sztucznie, a czarne kosmyki jej włosów zakryły jej oczy. Wcale jej to nie przeszkadzało, krzyknęła głośno:
- A teraz wszyscy!
Nagle każdy zaczął się śmiać i w kółko powtarzać: gorzko, gorzko, gorzko.
- Boże, Lara, to był podstęp! Co my teraz zrobimy? - wyszeptał do niej nerwowo Leon.
- No całuj mnie!
Nawet przez chwilę się nie zawahałem. Wtedy były już tylko jej usta na moich ustach.
Otwórz drzwi.
Odeszli, gdy wszyscy wiwatowali, gdy Leon pocałował Larę. Wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedzieć, że chcą pozostać na chwilę sami, choć przecież cały czas byli razem.
Dlaczego miłość? Dlaczego to musiał być on? Dlaczego on wciąż siedzi w jej głowie i za cholerę nie chce wyjść? Nic nie mogła z tym zrobić, bo wcale tego nie chciała. Pragnęła, żeby tam był, żeby o sobie przypominał i żeby zawsze mówił, jak mu na niej zależy.
Tylko czasem płakała.
Tylko wtedy, gdy noc przysłoniła jej twarz.
Tylko i wyłącznie ze szczęścia.
- Gdzie idziemy, Maxi?
- Na koniec świata.
I znów.
Ponownie zabrakło w jej płucach powietrza, dławiła się szczęściem. Czy tak można? Czy to w ogóle jest dozwolone? Ktoś jej to kiedyś zabierze? Proszę, niech ktoś powie, że nie.
- Jesteśmy.
Cichy szept przy jej uchu, przyprawił ją o dreszcze. Zaczęła rozglądać się wokoło. Znajdowali się wśród starych kamienic, jakiejś pięknej uliczki. Przy wysokich domach rosły czerwone kwiaty, które nadawały temu miejscu jeszcze większego uroku. Nad nimi wisiało błękitne niebo z kilkoma białymi chmurkami. Było idealnie.
Nawet nie zauważyła, jak Maxi podparł ją o mur i nawet nie było możliwości, by się wydostała. Czułą jego ciepły oddech na swoim ciele. Parzył ją, ale było to bardzo przyjemne. Bała się, że ktoś ich zauważy, ale uliczka była pusta, jakby Maxi wygonił wszystkich, by byli sami.
- Ponte, ja jeszcze umiem się bić.
Może kiedyś, gdzieś indziej powiedziałaby to z pewnością doskonałą jak na nią, ale nie dzisiaj.
- Hmmm... Straciłaś na decybelach, co?
Zarumieniła się tak, że on ucałował jej czerwone poliki.
- I co? Buziak, może?
Uśmiechnęła się szeroko.
- Może buziak.
Panie losie, daj mi kogoś, kto nie zerwie róż w mym ogrodzie.
- Jak tam?
- A no dobrze.
Zaśmiali się głośno, patrząc na Barcelonę z dachu ich hotelu. Oddychała głęboko tak samo jak on, jakby bała się, że zaraz znów znajdzie się w Buenos Aires. Miała nadzieję, że to nie sen, który pryśnie jak mydlana bańka.
- Chodź - wstał i podał jej swoją rękę.
Nie pytała o nic, podążyła za nim. Krok w krok, serce przy sercu szli za sobą, co chwilę spoglądając na siebie, jakby coś miało ich sobie odebrać. Nawet o tym nie myślała.Tak się tego obawiała. Dlaczego teraz? Powinna być szczęśliwa.
Uśmiechnęła się, żeby nie zauważył, że coś jest nie tak.
Federico przystanął, co ona również uczyniła. Uśmiechnął się lekko i wskazał dłonią na huśtawkę, która wisiała nieruchomo, jakby prosząca, by ktoś na niej usiadł i uciekł od wszystkiego. Szczególnie ona. Włoch poklepał plastikowe siodełko, mówiąc:
- Zabiorę cię wysoko, dobrze?
Ludmiła pokiwała energicznie głową i usiadła, a po chwili poczuła wiatr we włosach. Ten sam, który towarzyszył jej zawsze, gdy pędziła uliczkami Buenos Aires, gdy pędziła jako pasażer w aucie i otwierała okno. Tylko teraz było inaczej. Wszystko nagle stało się osiągalne.
- Gdzie chcesz się wzbić?
- Do nieba, Federico!
- Jak mocno?
- Tak mocno, jak cię kocham!
Czuła jego uśmiech skierowany wprost na nią. Tak samo szczery jak zawsze. Specjalny dla niej, by zawsze czuła się dobrze wśród ludzi. Nie zasługiwała na niego nawet w tych pięknych snach.
- A z kim byś chciała do tego nieba?
Wyciągnęła jedną rękę, by udać, że dotyka je palcami i muska białe chmury.
- Zawsze z tobą.
Siempre.
Definicja beznadziejności? Rozdział 11 u Xenii uhuhuhuhu.
Nie to, żeby coś, ale następne wypociny 18 lutego.
Nie to, żeby coś, ale postaram się, żeby było cud, miód, malina i miód. Oj, miód już był. To mleko.
Nie to, żeby coś, ale chcę Was uściskać.
Walimy tynki?
Zajmuje sobie miejsce *.*
OdpowiedzUsuńCo ja mam napisać ?
UsuńJak sądzisz ?
Na samym początku cię przeproszę że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej nie miałam czasu i takie głupoty - nieistotne.
Ciągle mnie zaskakujesz, ciągle sprawiasz że przechodzą mnie takie ciarki a łzy z nieznanego powodu dochodzą mi do oczu. Kocham gdy opisujesz uczucia. Masz swoją filozofię którą bardzo podziwiam. Układasz zdania niczym wielkie puzzle, z taką łatwością i emocjami i uczuciami.
Tyle miłości, wszystko takie piękne.
Violetta widzę ma jakąś blokadę, nie może zapomnieć o pewnym ktosiu który mąci w jej głowie i ma ochotę uciec jak najdalej.
Ludmiła i Federico, ajajaj, kochani, takie słodziaki z nich, ach, po prostu magia.
Natalia i Maxi, jej rumieńce, ucałował ją tak czule, miśki no <3
Do nieba, z ukochanym, wzbijać się, unosić niczym chmury, być tam, gdzie każdy chce być. Być aniołem czy być diabłem ? Jedno z drugim kojarzy się źle, jednakże czy mają szanse na przyjaźń ? Czy jednak może złączyć ich coś o czym nikt nie śnił ?
Mistrzostwo, inaczej się tego nie da opisać.
MARCELA *.*
Przepraszam, ale brak mi jakichkolwiek słów. To po prostu jest zbyt piękne, by dało się to nimi opisać <3333333
OdpowiedzUsuńZajmę sobie miejsce...
OdpowiedzUsuńMoja droga Xeniu!
UsuńPrzepraszam, że wróciłam z komentarzem po dosyć długim czasie, aczkolwiek wcześniej nie miałam na to czasu. Wiem, że nie jest to najlepsze wytłumaczenie, zważywszy na to, że dalej trwa weekend, ale taka jest prawda. Mam nadzieję, że rozumiesz.
Jeśli chodzi o rozdział, to był on po prostu niesamowity. Nie mam pojęcia, jak to robisz, ale fenomenalnie opisujesz uczucia. nie zawaham się nawet użyć mocniejszego słowa - idealnie.
Czytam twoją historię od samego początku, od zawsze. Stwierdzam to z nieukrywaną dumną, naprawdę. Muszę przyznać, że zrobiłaś znaczne postępy, chociaż już wtedy pisałaś bardzo dobrze. Moje wypociny nawet nie mogą się umywać, do twojego opowiadania, które podoba się wszystkim. Spotkałaś się kiedyś z negatywną opinią? Ja nic o tym nie wiem i bardzo dobrze. Jesteś jedną z najlepszych blogerek, jakie znam, a uwierz mi, że znam ich bardzo dużo. Nie pozostaje mi, więc nic innego, jak tylko ukłonić się przed tobą do samej ziemi i podziękować ci za to, że mogę czytać twoją historię. jestem ci za to dozgonnie wdzięczna.
Twój talent śmiało można by porównać z diamentem. Nie jest to wystarczające pochlebstwo, ale mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi.
Bardzo cię kocham! ♥
Za chwilę tutaj powrócę.
OdpowiedzUsuńXeniu,
OdpowiedzUsuńrozdział był wspaniały, jednym słowem. Chociaż może trafniejsze byłoby: Idealny? Tak, myślę, że tak.
Tyle emocji, uczuć, w jednym rozdziale. Nie mogę się pozbierać. Cudowne opisy - zwłaszcza, właśnie, uczuć, które tak bardzo uwielbiam. Oraz wspaniale napisane dialogi, które wnoszą tak wiele, a zarazem wprowadzają, pewnego rodzaju, niedosyt? Chcę więcej, tak myślę - i to dlatego. Idealnie zawiązujesz akcje, nic nie jest wymuszone, banalne, przerysowane - opisujesz proste rzeczy, w tak niesamowity sposób. Zazdrościłam, zazdrościć będę. Taki talent, niesamowite.
Twoje postacie są takie wyraziste, pełne... sensu. Czuję coś niesamowitego, gdy o nich czytam - jakbym je znała, jakby żyły tuż obok mnie? Coś z tych rzeczy.
Co do rozdziału jedenastego:
Jak zwykle (co zaznaczyłam u góry) jestem pełna podziwu, że potrafisz tak świetnie opisać czyjeś emocje, uczucia - niezdecydowanie, zagubienie, miłość. Wszystko.
Ale po kolei.
Coraz bardziej zaczynam lubić Violkę w twoim opowiadaniu, widać, że pod wpływem Diego się zmieniła - Więc to musiała być prawdziwa 'miłość', prawda? Wspaniale ukazałaś, jak odsłania swoje prawdziwe oblicze - fakt, że ona też płacze, musiał być ciężki w przyznaniu, a jednak... wyszedł jej na dobre.
Dalej, mamy cudowną Barcelonę, roześmianą grupkę przyjaciół, nową piosenkę i Fran, której jak zwykle - wszędzie pełno. Czyli wszystko tak jak powinno być - harmonijne, poukładane, 'szczęśliwe'. Jeszcze pocałunek Leonary, czego chcieć więcej?
Naxi - urocze, słodkie Naxi. Na twoim blogu, to jedna z moich ulubionych par. Niech będzie buziak, haha!
I na koniec, Femiła. Tu się rozpiszę, bo ten fragment, po prostu dogłębnie, podbił moje serce. Tyle szczęścia, tyle miłości - w prostych słowach, czynach. Wręcz garstce, a jednak wyrażają więcej niżeli tysiąc słów, ujmują ich emocje lepiej niż proste 'kocham Cię'. Cała ta sytuacja jest niebywale urocza i ma w sobie coś takiego, że aż miałam ochotę powiedzieć "awww". "Zawsze z tobą", myślę, że w ich przypadku już - "Na zawsze".
Czekam na 12 - już jutro! ;) Mam nadzieję, że to szczęście, które ukazałaś w tymże rozdziale - będzie trwać i trwać. Jest zbyt piękne, by mogło zniknąć.
To wszystko ;)
Na koniec, kończę tę moją marną wypowiedź, przepraszam za nią i pozdrawiam,
Edyta.
Czemu znowu nie potrafię się wysłowić? Powiedz mi czemu? Eh...
OdpowiedzUsuńJesteś po prostu świetna i nawet nie potrafię powiedzieć, jak bardzo kocham to opowiadanie i jak bardzo Cię podziwiam!
Widzę, że wszystko zaczyna się układać w Twoim opowiadaniu. Lara i Leon, Violetta i Diego, Natalia i Maxi, Marco i Francesca, Camilla i Sebastian i oczywiście Federico i Ludmiła! Wszystko takie piękne, że aż ohhhhh <3 Czemu ja tak nie potrafię pisać? ugh.
Przepraszam za ten okropny komentarz i za opóźnienie.
Jestem okropna!
Pozdrawiam serdecznie :*
Kochana Xeniu,
OdpowiedzUsuńWybacz za te znaczne opóźnienie, ostatnio rzadko komentuje. Cud, że znalazłam czas by skomentować twój rozdział. Przepraszam, poszedł na pierwszy ogień. Zamiast robić pracę z przedsiębiorstwa to czytam twoje skarby, ale warto. Zawsze sobie czytam coś przed snem, taki już nawyk. Jeszcze raz przepraszam, bo ten komentarz chyba nie będzie fajny, a raczej na pewno nie będzie.
Zacznę od Ludmiły i Violetty, które wciąż przełamują te grube lody, powstałe na skutek tak ogromnej nienawiści. Była ona słuszna i uzasadniona, jednak i tak dały radę. Jestem dumna z tego jak się zachowują w swoim otoczeniu, jest to coś nad wyraz pięknego. Mam nadzieje, że sprowadzą swoje relacje do pewnego rodzaju przyjaźni. Szkoda marnować piękne lata młodości, prawda?
Widać, że Panna Castillo jest w coraz lepszej formie. Stara się być lepsza, a przyjaciele to doceniają, są dla niej jak rodzina. Te łzy są łzami radości, ciepła, przyjemnego uczucia w brzuszku, które pojawia się kiedy czujemy się kochani. <3
Francesca jest najlepsza, jak ja ją kocham. Te jej teksty i niezwykle błyskotliwe myśli sprowadzają mnie na samo dno i zwijam się ze śmiechu. Super wykreowałaś ją, taaaak, kocham ją tak jak Marco, choć chyba jednak troszkę mniej.
Czyżby ten moment Naxi w barcelońskich uliczkach był dla mnie? Jeśli tak to jestem w niebie i pływam. Boże, pisz częściej o nich, bo normalnie padam. Kurde, Maxi taki maczo faczo byczek. Podskakuje do Natalki i owija ją wokół paluszka swoją niepowtarzalną urodą pawiana. Kurde, miałam go w lutym nie obrażać. Bufon jest przecież piękny, wcale się nie dziwie Hiszpance, że go kocha. Jak można nie kochać łysej małpy? Zwał jak zwał, Naxi wyszło Ci ślicznie, czekałam na coś takiego. Dziękuje. Naprawdę i z całego serca.
Podobnie dziękuje za Ludmiłę z Federico, którzy są strasznie słodcy i kochani. Jezu, u ciebie jest tyle miłości, tez tak chce. Wiesz? Bardzo no, postaram się dać więcej tego dziwnego uczucia w rozdziałach.
Natalko, ja cię uwielbiam. Jesteś ze mną, wiem to. Dziękuje za wszystko jeszcze raz. Dużo się od ciebie nauczyłam i wciąż to robię. Przepraszam za ten komentarz, jest straszny.
Kocham bardzo,
Marcia